dzieci dokuczają mojemu dziecku w szkole
Niestety dzieci potrafią być brutalne, odtrącają również osoby grzeczne, spokojne, ale także gorzej ubrane czy pochodzące z biedniejszych rodzin. Jak pomóc dziecku? Jeśli chcesz pomóc odrzuconemu dziecku, powinnaś rozpocząć obserwację malucha w grupie, która jest naprawdę bardzo ważna.
Ostatni rok nie był łatwy ani dla nas dorosłych, ani dla naszych dzieci. Zdalna praca i zdalna edukacja odcisnęły ogromne piętno zarówno na naszym samopoczuciu psychicznym, jak i również fizycznym. Długie przesiadywanie na krześle przy biurku, przed ekranem komputera nie służy nikomu i jest szczególnie niebezpieczne, zwłaszcza dla najmłodszych. Wystarczy, spędzać przed
Nie che chodzić do przedszkola (zerówka). Dokucza jej inna dziewczynka w. 5 odpowiedzi. Bardzo martwię się o córkę. Nie che chodzić do przedszkola (zerówka). Dokucza jej inna dziewczynka większa i silniejsza, ktora ma swoją "ekipę" wśród dzieci. Na przykład wysyła kogoś kogoś aby innego aby przekazał mojej córce coś przykrego.
Przemocy w szkole doświadcza coraz więcej dzieci. Jeśli podejrzewasz, że twoje dziecko jest ofiarą prześladowania w szkole, natychmiast zacznij działać. Dzieci, które padają ofiarami agresji w szkole, mają tendencję do obwiniania siebie samych za to, co je spotyka. Bądź dla dziecka przyjacielem, pomóż mu poradzić sobie z
Oto kilka wskazówek: Naucz dziecko nazywać emocje i łączyć je z konkretnym zachowaniem, pokazuj rozwiązania. Wytłumacz: „Uderzyłeś kolegę, bo byłeś zły, że bawi się zabawką, którą ty chciałeś się bawić. W takiej sytuacji trzeba poczekać na swoją kolej albo grzecznie zapytać, czy teraz ty możesz się pobawić”.
nonton fast and furious 1 sampai 9. Gdy dziecku dzieje się krzywda, z pomocą muszą przychodzić dorośli. Dziecko powinno też znać instytucje i osoby, do których może się zwrócić ze swoimi problemami. A dorośli mają obowiązek bezinteresownie udzielić mu wsparcia i niezbędnej pomocy. By ułatwić reagowanie w kryzysowych sytuacjach, przedstawiamy prawa i obowiązki dzieci, rodziców oraz nauczycieli. W Polsce nauka jest obowiązkowa do 18. roku życia. Obowiązek szkolny dziecka trwa do ukończenia gimnazjum, nie dłużej jednak niż do uzyskania pełnoletności. Dziecko powinno chodzić do szkoły systematycznie i starać się aktywnie uczestniczyć w lekcjach, szanować kolegów i nauczycieli, przestrzegać regulaminu szkoły. Nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna, a każde dziecko musi mieć zapewnione miejsce w szkole państwowej. Dzieci: Prawa i obowiązki dzieci: * mają prawo do wychowania w rodzinie lub adopcji * darmowej nauki * wszechstronnego rozwoju swojej osobowości * kultury, wypoczynku, rozrywki * dostępu do informacji * ochrony zdrowia i opieki medycznej na najwyższym poziomie * prywatności * równości * ochrony przed wyzyskiem i poniżaniem * swobody wyznania i światopoglądu * zabezpieczenia socjalnego i odpowiedniego standardu życia Rodzice: Prawa i obowiązki rodziców: * mają obowiązek zgłosić dziecko do przedszkola, a następnie szkoły. Jeśli dziecko podejmuje naukę w innym mieście niż jego miejsce zameldowania lub w innym kraju, to rodzice pod groźbą grzywny mają obowiązek powiadomić o tym szkołę, do której dziecko teoretycznie powinno uczęszczać * rodzice dziecka podlegającego obowiązkowi szkolnemu są zobowiązani do: - zapewnienia regularnego uczęszczania dziecka na zajęcia szkolne. Każda nieobecność na lekcjach powinna być uzasadniona i pisemnie usprawiedliwiona - zapewnienia uczniowi warunków umożliwiających codzienną naukę i odrabianie lekcji - nienagannej współpracy ze szkołą * mają prawo do wychowywania swoich dzieci w duchu tolerancji i zrozumienia dla innych, bez dyskryminacji wynikającej z koloru skóry, rasy, narodowości, wyznania, płci oraz pozycji ekonomicznej * nie mogą zaniedbywać swoich pociech ani stosować wobec nich kar cielesnych * mają prawo wpływać na politykę oświatową realizowaną w szkołach ich dzieci. A nawet mają obowiązek osobiście włączać się w życie szkół (np. poprzez działalność w radzie rodziców, aktywne uczestniczenie w wywiadówkach) * mają prawo do pomocy materialnej ze strony władz publicznych, eliminującej wszelkie bariery finansowe, które mogłyby utrudnić dostęp ich dzieci do nauki * mają prawo żądać od odpowiedzialnych władz publicznych wysokiej jakości usług edukacyjnych * mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego oraz religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami * Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy (w tym i rodzice) ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją. Nauczyciele: Prawa i obowiązki nauczycieli: * muszą rzetelnie realizować zadania związane z powierzonym im stanowiskiem oraz podstawowymi funkcjami szkoły: dydaktyczną, wychowawczą i opiekuńczą, w tym zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom w czasie zajęć organizowanych przez szkołę * muszą wspierać każdego ucznia w jego rozwoju * muszą kształcić i wychowywać młodzież w duchu patriotyzmu, w poszanowaniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w atmosferze wolności sumienia i szacunku dla każdego człowieka * powinni dbać o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji, pokoju i przyjaźni między ludźmi różnych narodów, ras i światopoglądów * dyrektor szkoły powinien sprawdzać, czy uczeń systematycznie chodzi na lekcje * nauczyciel w sytuacji kryzysowej (np. szarpanina, wagary) ma obowiązek powiadomienia o tym wychowawcy klasy ucznia, pedagoga szkolnego lub dyrektora. Wówczas do szkoły wzywani są rodzice. Jeśli doszło do złamania lub naruszenia prawa, np. handlu narkotykami, pobicia, to dyrektor szkoły powiadamia o tym rodziców delikwenta i wzywa policję. A jeśli nauczyciel dowie się lub zobaczy, że dziecko jest zaniedbane przez rodziców, to powinien powiadomić o tym wychowawcę klasy, a ten pedagoga szkolnego i wspólnie powinni odwiedzić rodzinę. Gdy podejrzenia potwierdzą się, to szkoła powiadamia o zaistniałej sytuacji opiekę społeczną i sąd rodzinny, a sama otacza większą opieką potrzebujące wsparcia i pomocy dziecko Nauczyciel nie może: * używać wulgaryzmów w miejscu pracy * stosować przemocy fizycznej lub psychicznej wobec uczniów * wyśmiewać, szykanować, molestować seksualnie uczniów * narażać uczniów na utratę zdrowia lub życia * wykorzystywać stosunku zależności w celu wymuszania pożądanych działań lub zachowań * poświadczać nieprawdy, fałszować dokumentów szkolnych, brać udziału w procederze korupcji Drogie Uczennice, Drodzy Uczniowie Skończyły się wakacje, a Wy uśmiechnięci i wypoczęci wracacie do szkół. (...) Szczególnie gorąco witam sześciolatków rozpoczynających w tym roku wspaniałą szkolną przygodę ( ). W listopadzie tego roku mija 25 lat od uchwalenia przez Zgromadzenie Ogólne ONZ Konwencji o prawach dziecka - najważniejszego międzynarodowego dokumentu określającego prawa przysługujące dzieciom. Mam nadzieję, że w związku z tym wydarzeniem nowy rok szkolny 2014/2015 będzie czasem szczególnym dla całej społeczności szkolnej. To przecież znakomita okazja do rozmów o Waszych prawach i potrzebach - nie tylko edukacyjnych. Zachęcam więc rady pedagogiczne, samorządy uczniowskie i rady rodziców do podjęcia różnorodnych inicjatyw podkreślających podmiotowość dziecka i przypominających o jego prawach - także do wypoczynku i zabawy (...). Proszę więc dzieci i nauczycieli o wspólne przygotowanie ciekawych zajęć, promujących prawa dziecka i wiedzę o Konwencji o prawach dziecka. Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami Wasz rzecznik Marek Michalak ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail Zobacz: EBOLA atakuje! Jest gorzej niż zakładano! Polsce grozi epidemia? [WIDEO]
Mój syn ma 8 lat. Chodzi do pierwszej klasy. Nie może sobie znaleźć kolegów, nie odnajduje się w środowisku klasowym. Bardzo cierpi, niechętnie chodzi do szkoły - właściwie to codziennie wypycham go na siłę. Tłumaczę mu, że do szkoły trzeba chodzić, że bez niej nie spełni się jego marzenie o byciu policjantem. Koledzy go nie akceptują - Dawidek jest bardzo wysoki na swój wiek, ma 155 cm wzrostu i waży 62 kg, jest zatem "inny" od swych rówieśników. Odkąd pamiętam syn miał takie problemy, już w żłobku stał zawsze z boku, potem w przedszkolu było tak samo, teraz również w szkole. Wiem że on bardzo pragnie mieć jakiegoś przyjaciela i bardzo cierpi, że nikt nie chce nim zostać. Jestem załamana i bezsilna, bo niewiem jak pomóc mojemu dziecku. Wychowawczyni twierdzi, że Dawid nie umie się zachować, jest coraz bardziej nerwowy i zaczyna to okazywać. Pedagog szkolny skierował nas do poradni psychologicznej, bo pojawiły się problemy z nauką, ale wizyty w niej niewiele dają. Pani ciągle wpisuje mu uwagi, że Dawid skarży na kolegów, ale on twierdzi, że oni mu dokuczają, a on niepotrafi sie obronić. Jak mu pomóc? Boję się, że w końcu wpadnie w depresję. Dawidek ma jakieś blokady psychiczne uniemożliwiające mu życie wśród ludzi. To powoduje jego ogólne zniechęcenie. Dziwne jest, że przez tyle lat, żaden wychowawca nie skierował go do specjalistów, by ustalili przyczynę jego trudności w komunikowaniu się ze światem i pomogli ją usunąć. Trwająca od dawna sytuacja mogła utwierdzić chłopca w przekonaniu, że jest gorszy. Mógł przestać wierzyć w siebie. Dzieci bywają okrutne i chętnie wyżywają się na psychicznie słabszych. A taki jest Dawidek. Twój synek jest inny, bo nie uczestniczy w życiu rówieśników. Jest bezbronny, bo jest sam. Dlatego, koledzy mu dokuczają. Sprawa nietypowego wzrostu czy wagi jest dodatkowym pretekstem do zaczepek. Dziecko broni się przed napaściami kolegów jak umie. Nie chce ich bić (co jest ogromnym plusem, zwłaszcza przy takiej przewadze fizycznej) więc skarży, licząc na pomoc osoby dorosłej. Zamiast pomocy otrzymuje naganę. Przy naszym oglądzie świata nagana jest słuszna, bo przecież nie należy donosić na kolegów. Jednak w sytuacji Dawidka, który nie radzi sobie z podstawowymi problemami społecznymi jest to kolejny cios. Przejawił aktywność i dostał burę. Znów trudny i nie w pełni zrozumiały dla niego świat obraca się przeciw niemu. Zamyka się w sobie coraz bardziej, bo się zniechęca. Coraz mniejsze zainteresowanie nauką, coraz większa nerwowość (bywa agresywny, niegrzeczny) wskazują na to, że popada on w coraz głębszy konflikt z całą otaczająca go rzeczywistością. Dlaczego o tym piszę? By pomóc Ci zrozumieć, jakie mechanizmy mogą u Twego synka powodować sytuację, która (słusznie) bardzo Cię niepokoi. Bez energicznej pomocy kłopoty Dawidka będą coraz większe i nie będzie mógł uczestniczyć w normalnym życiu. Nie wiem na czym polegają "wizyty" w poradni. Skoro uważasz, że są nieskuteczne, spróbuj poszukać innego psychologa albo lekarza - psychiatry dziecięcego. Dawidka trzeba bardzo dokładnie przebadać. Zaburzenia tego typu mogą mieć podłoże zarówno psychologiczne jak i neurologiczne. Być może synkowi potrzebna jest inna pomoc psychologa, niż dotychczasowa. Może równocześnie potrzebna jest zmiana szkoły (są szkoły dla dzieci z różnorodnymi kłopotami) - ale to będzie wiadomo po dokładnym ustaleniu przyczyn obecnego stanu Twego synka. Życzę powodzenia. Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza. Inne porady tego eksperta Barbara Śreniowska-Szafran
Etap wchodzenia w grupę rówieśników jest dla dziecka istotnym momentem utożsamiania się z osobami pod pewnymi względami podobnymi do niego, a jednak wykazującymi różnice. To, czy dziecko zostanie zaakceptowane przez kolegów i koleżanki z klasy, jest kamieniem milowym w jego integracji z grupą społeczną oraz w budowaniu własnego poczucia tożsamości. Zobacz film: "Agresja u dzieci autystycznych" spis treści 1. Przyczyny dokuczania w szkole 2. Jak pomóc dziecku, któremu inni dokuczają? 1. Przyczyny dokuczania w szkole Nie ma problemu, jeśli dziecko jest lubiane i łatwo nawiązuje kontakty. Jego rozwój emocjonalny przebiega wówczas harmonijnie i wzrasta jego poczucie pewności siebie. Inaczej sprawa wygląda w przypadku dzieci, które po wejściu w grupę rówieśników gorzej się adaptują, nie wykazują umiejętności łatwego nawiązywania kontaktów oraz brak im pewności siebie. Takie dzieci często narażone są na zaczepki ze strony innych, bywają wyśmiewane, izolowane z różnego rodzaju zabaw i aktywności grupowej. Zdarzają się także przypadki, kiedy rówieśnicy są dla nich tak surowi, że notorycznie dokuczają im, robiąc sobie z nich tzw. kozła ofiarnego. Z reguły jest tak, że rówieśnicy kłócą się i godzą między sobą, bo to naturalne zachowanie, podczas którego każda ze stron uczy się bronić „swojego terytorium”. Nazywamy to konfrontacją. Pożyteczną umiejętnością jest umieć wchodzić w taką sytuację, a przy tym wyjść z niej cało. Cywilizowane przejawy konfrontacji powinny mieć oblicze prowadzące do kompromisu. Przypadek, kiedy grupa rówieśników znajduje kozła ofiarnego, na którym „trenuje” swoje atawistyczne zapędy, to nie jest niestety cywilizowana konfrontacja i z pewnością niczego dobrego nie nauczy żadnej ze stron. Proces grupowy ma to do siebie, że zachodzą w nim sytuacje, kiedy każdy odgrywa jakąś rolę. Wśród dzieciaków „odgrywanie” ról przywódcy czy kozła ofiarnego to ich metoda na poradzenie sobie z emocjonalnie trudną sytuacją w połączeniu z umiejętnościami społecznymi wyniesionymi z domu. Czasem o dzieciach, które dokuczają innym, mówi się, że to „trudne dzieci”. Jednak bliższe prawdy jest pojęcie, że to nie dzieci są trudne, tylko same mają z czymś trudności. A że ich rozwój emocjonalny to proces długotrwały i niestabilny, naiwnie jest wymagać od nich umiejętności, których czasem brak niejednemu dorosłemu. Czynniki ryzyka, które wskazują na występowanie zjawiska dokuczania w szkole to takie, które zachodzą w domu rodzinnym obydwu stron. Dokuczające dzieci mogą pochodzić z domów, gdzie nieco zaniedbano je wychowawczo, gdzie zamiast nauczyć je współpracy w grupie, wzmocniono w nich egoistyczne postawy, że „wszystko mogą dostać albo siłą wywalczyć”. Z kolei dzieci, którym inni dokuczają, mogą być wychowane na grzeczne, uprzejme i uległe osoby, które nie potrafią bronić ani swojego zdania, ani walczyć o swoje racje. Wiedzą, że zawsze mogą liczyć na wsparcie rodziców i że wielu spraw nie muszą załatwiać same. Problemem, który powoduje iskrzenie w kontaktach z innymi dziećmi, może być właśnie ów różny sposób wychowania, inne wzorce i różnice indywidualne. Dla dziecka rówieśnicy są bardzo ważni. Największym lękiem jest „bycie nielubianym”, bo też potrzeba przynależności do grupy jest bardzo silna. Dlatego warto wskazać dziecku, któremu rówieśnicy dokuczają, kierunek myślenia, że nie z każdym można się zaprzyjaźnić, że w życiu tak już jest, że spotykają nas dobre i złe chwile. Najważniejsze, że rozczarowania są po to, aby potrafić podejmować decyzje na przyszłość i umieć dokonywać wyborów. 2. Jak pomóc dziecku, któremu inni dokuczają? Jeśli dziecko jest emocjonalnie rozbite i wspomina o chęci zmiany szkoły, to oczywisty sygnał, że sprawa wymaga interwencji dorosłych. Jako troskliwy rodzic możesz w sposób rzeczowy i spokojny odbyć rozmowę z wychowawcą klasy, sam na sam. Można starać się o wsparcie pedagoga szkolnego, dyrektora szkoły, pedagoga z rejonowej poradni psychologiczno-pedagogicznej lub kuratorium oświaty nadzorującego tę szkołę. Poprosić uprawnione do tego instytucje o wsparcie postawy mającej na celu wyegzekwowanie działań naprawczych ze strony nauczycieli. Zadaniem szkoły jest bowiem zapewnienie wszystkim uczniom takich warunków do nauki, rozwoju oraz nawiązywania niezwykle ważnych kontaktów społecznych, aby każde dziecko mogło w sposób należyty wykorzystać swój potencjał, zgodnie z zasadą poszanowania godności i równości praw. Czasem jeszcze warto zastanowić się, czy my, dorośli, bojąc się o nasze dzieci, nie projektujemy na nie naszych emocji, naszego strachu, gniewu i niechęci, tym samym nie ucząc ich konstruktywnego poradzenia sobie z trudną sytuacją, a pogłębiając ich przeżycia. polecamy Artykuł zweryfikowany przez eksperta: Mgr Anna Czupryniak Pedagog, terapeuta, doradca rodzinny.
Ewa Pągowska: Jak przygotować dziecko do nauki w szkole, żeby było mu w niej dobrze?Agnieszka Stein: To jest właściwie pytanie o to, jak wychowywać, bo wszystko, co wcześniej robimy jako rodzice przygotowuje dziecko do dalszego życia, a więc także do rozpoczęcia nauki w szkole. Ja bym raczej zapytała: „Jak mogę siebie przygotować na to wydarzenie?”, „Jak widzę to doświadczenie?”, „O co w nim chodzi?”, „Czy sądzę, że będzie fajnie, czy raczej się tego boję i uważam szkołę za zło konieczne?”. Powiedzmy, że szkoła nie kojarzy mi się zbyt mogę świadomie szukać takiej, w której będzie dziecku najlepiej, a jeśli nie mam możliwości wyboru placówki, mogę się zastanowić, co zrobić, żeby zminimalizować ryzyko wystąpienia tych sytuacji, których się boję. Trzeba zadać sobie pytanie: „Jaką rolę, jako rodzic, mam w tym wszystkim do odegrania?”. Mogę przeanalizować, co w moich szkolnych doświadczeniach było trudne, jakie jest prawdopodobieństwo, że sytuacja się powtórzy w przypadku mojego dziecka, co takiego robili moi rodzice, co mi nie pomagało i co w związku z tym ja mogę zrobić co zrobić tuż przed pierwszym września? Czy może raczej: czego nie robić, bo mam wrażenie, że czasem zbyt wiele jest szumu wokół szkolnych rodzice rzeczywiście mamy tendencję do nadawania zbyt dużego znaczenia momentom przejściowym w życiu naszych dzieci i albo snujemy wizję, jak w tej szkole będzie niesamowicie i mamy duże oczekiwania, albo niepokoimy się, czy dziecko sobie poradzi. To wszystko może rodzić presję, przez którą dziecku może być potem właśnie – co robić, gdy dziecko nie chce chodzić do szkoły?Na początku to się raczej nie zdarza. Zresztą później dzieci też najczęściej współpracują, nie protestują przeciwko szkole, nawet jeśli nie jest im w niej tak do końca fajnie. Dlatego jeśli już zaczynają komunikować, że nie chcą tam chodzić, to znaczy, że jest im naprawdę trudno. Warto się tym zająć i dowiedzieć, co się jakimi problemami najczęściej przychodzą rodzice uczniów pierwszej klasy?Z kłopotami z nauką i zachowaniem. Czasem już po dwóch miesiącach szkoły rodzice dostają informację, że ich dziecko nie nadąża. To zaskakujące, szczególnie w świetle wiedzy o tym, że w pierwszej klasie każdy uczy się we własnym tempie. Ustalenie jednej normy, według której wszyscy uczniowie mają w tej samej kolejności przyswajać różne rzeczy, jest praktycznie niewykonalne. Jest jednak podstawa ale ona mówi, co dziecko ma umieć na koniec trzeciej klasy. Nie ma w niej nic o rozkładzie materiału. Tymczasem zdarza się, że rodzice są ostrzegani, że dziecko może nie zdać do drugiej w tym złego?To jest straszenie, zresztą typowe dla polskiej szkoły. Najpierw straszy się, że dziecko nie zda do następnej klasy, co na etapie nauczania początkowego praktycznie się nie zdarza, w trzeciej klasie straszy się czwartą i do niedawna w szóstej – tym, co będzie w gimnazjum. Zamiast koncentrować się na „tu i teraz”, koncentrujemy się na zapobieganiu jakimś katastroficznym scenariuszom. A człowiek, który się boi, reaguje na dwa sposoby: walczy lub ucieka. Kiedy więc rodzic słyszy w szkole, że jego dziecko sobie nie radzi, to najczęściej po powrocie do domu krzyczy na nie i siada z nim do powinien zrobić, kiedy słyszy, że dziecko „nie nadąża”?Może spytać, co to znaczy, z czym dokładnie jest kłopot, dlaczego jest taka potrzeba, by dziecko już w tym momencie coś umiało i jak wielu uczniów ma ten sam problem, bo często się okazuje, że pół klasy jest w takiej samej sytuacji. Nie jest to więc kłopot pojedynczego dziecka, tylko nauczycielki lub nauczyciela, którzy chcą iść dalej z programem, a nie mogą, bo pół klasy nie jeśli rzeczywiście rzecz dotyczy tylko naszego dziecka?W większości przypadków wystarczy dać dziecku czas. Jest takie fałszywe przekonanie, że nauka jest przyswajana linearnie, że jeśli dziecko nie nauczy się w pierwszej klasie tego, co nauczyciel zaplanował na ten moment, to już nigdy tego nie nadrobi. Takie podejście do procesu nauczania jest bardzo stereotypowe i niezgodne z aktualną wiedzą na temat rozwoju dziecka, który jest skokowy. Mogę oczekiwać od szkoły, że da mojemu dziecku ten czas?Tak, ponieważ przepisy o edukacji mówią, że obowiązkiem nauczyciela jest rozpoznawanie potrzeb i możliwości dziecka oraz dostosowywanie do nich warunków i metod pracy. Jeśli jednak rodzice czują niepokój, mogą pójść do specjalisty, chociaż z dostępem do tych dobrych nie jest łatwo. Można trafić na kogoś, kto powie, że z dzieckiem należy po prostu więcej pracować. Tymczasem nie chodzi o to, by pracować więcej, tylko inaczej. Dlatego nie musimy kupować w ciemno tego, co inni, także nauczyciele czy psycholodzy, mówią o naszym dziecku. Kiedy rodzice przychodzą do mnie, też proponuję im, żeby dali sobie prawo do zadawania pytań, bycia sceptycznym, by sprawdzali, czy to, co słyszą, zgadza się z tym, jak oni widzą swoje poradnia psychologiczno-pedagogiczna to dobry adres dla rodzica, który chce się skonsultować?Tak. Myślę, że kiedy z diagnozy, którą dostaniemy w poradni, wyrzucimy te wszystkie fragmenty, w których jest napisane, że dziecko powinno pracować więcej, uzyskamy wiele cennych informacji. Może się okazać, że są problemy ze wzrokiem, słuchem czy niedokończone procesy rozwojowe i np. pokładanie się na ławce wynika z problemów z napięciem mięśniowym. Kiedy o tym wiemy, łatwiej nam przekonać szkołę, że trzeba wziąć dziecko pod opiekę, bo często dzieje się to dopiero na wyraźną prośbę czego to wynika?Z konstrukcji systemu szkolnego, który ma wobec nauczycieli bardzo duże oczekiwania i oni są tak zajęci ich spełnianiem, że nie mają już przestrzeni na kontakt z dzieckiem. Dlaczego nauczyciel straszy, że pierwszoklasista nie zda? Albo stawia oceny uczniom pierwszych trzech klas – te wszystkie buźki i literki? Dlatego, że takie są wobec niego oczekiwania. W wielu szkołach dyrektor przegląda dziennik i sprawdza, kto ile ocen postawił, czy nie jest ich za mało. Kolejnym elementem tego systemu są rodzice, którzy wręcz oczekują tych w nauczaniu początkowym nie powinno ich można je traktować poważnie lub nie. W interesie szkoły leży, by rodzice jak najbardziej przejmowali się ocenami, bo te oceny pracują na ranking szkoły, a w interesie dzieci – by przejmowali się nimi jak najmniej, bo oceny zupełnie nie odzwierciedlają wiedzy i umiejętności dziecka. Sami nauczyciele mówią: „Mam świadomość, że on dużo wie, ale postawiłem dwójkę na koniec roku, bo miał dwójki z klasówek”. Rodzice się boją, że jeśli nie będą przywiązywać wagi do ocen lub gdy ocen nie będzie, dziecko straci motywację do niestety w ogóle się nie wierzy, że dziecko może mieć jakąś własną motywację. Przekonanie, że trzeba je motywować zewnętrznie, że ono samo nie jest zainteresowane poznawaniem świata, nauką, rozwojem, pojawia się bardzo wcześnie. Kiedy ma rok, rodzice biją brawo, że stanęło na nogach. Czy naprawdę sądzą, że gdyby tego nie robili, dziecko by nie wstało? Motywację zewnętrzną często myli się z zainteresowaniem i dawaniem poczucia bezpieczeństwa, a to nie to jeśli dla rodzica oceny nie są ważne, ale dziecko bardzo przeżywa, gdy dostanie „smutną buźkę”?To są rzadkie sytuacje. Do mnie dość często przychodzą rodzice i mówią: „Chcemy, żeby nasze dziecko wiedziało, że oceny nie są w życiu ważne, że liczy się to, co ktoś umie i jakim jest człowiekiem. Próbujemy mu to przekazać, ale ono nadal się ocenami przejmuje”. Ale kiedy zaczynamy rozmawiać, okazuje się, że jednak pytają dziecko jaką ocenę dostało, a jeśli okazuje się, że słabą, proponują, że z nim poćwiczą, pouczą go. Z kolei gdy dostaje dobrą, to się z niej co mają robić?Nie pytać o TYLKO FRAGMENT ROZMOWY Z AGNIESZKĄ STEIN. CAŁOŚĆ MOŻNA PRZECZYTAĆ W NAJNOWSZYM NUMERZE MAGAZYNU"DZIECKO & PSYCHOLOGIA" TEN NUMER W CAŁOŚCI POŚWIĘCONY JEST SZKOLE, EDUKACJI I ROZWOJOWI DZIECI W WIEKU 5-10 do kupienia w kioskach oraz na stronie także może cię zainteresować:Nauczycielka: 8-letnie podstawówki to powrót do szkoły sprzed 20 lat. Tylko dzieci są już inne. Co je czeka? Kalendarz roku szkolnego 2017/2018: dni wolne od szkoły 1900 zł rocznie - tyle średnio kosztuje rodzica "darmowa" podstawówka dziecka. Na co idą te pieniądze?Dzieci o dyskietce: To prababcia pendrive'a?
Dziś chciałam Wam opowiedzieć o tym, jaki błąd popełniłam szukając przyczyny zachowań moich dzieci “nie takich jakie bym chciała”. Wydawało mi się, że wiem skąd się biorą, ale przez dwie przypadkowe sytuacje okazało się, że byłam w błędzie! Zawsze staram się spojrzeć na daną sytuację oczami dziecka, a nie tylko patrzeć ze swojego, dorosłego punktu widzenia. Ale nigdy nie wiem, co dokładnie siedzi w głowach moich dzieci! Mogę się jedynie domyślać albo szukać podpowiedzi w mądrych książkach, które jeśli są wartościowe – to Wam je tu polecam. Historia Tobiasza Tobiś mając nieco ponad rok poszedł do żłobka. Początki jak się można było domyśleć były płaczliwe, ale po jakimś czasie przeszliśmy od płaczu przy drzwiach do etapu, gdy chętnie biegł do placówki i wciskał dzwonek do drzwi. W żłobku były 2 grupy – młodsza i starsza. W młodszej były 3 panie, wszystkie bardzo fajne. Jedna z nich bardzo mi pomogła, bo mając syna z zaburzeniami SI szybko zauważyła u Tobka problemy z integracją sensoryczną. Powiedziała mi gdzie iść na diagnozę, podpowiadała jak się z nim bawić, żeby mu pomóc i generalnie bardzo dużo się od niej dowiedziałam. Jej rola w całej historii jest duża, więc nazwijmy ją dla łatwiejszego rozeznania w temacie ciocią Olą. Po roku, czyli mając nieco ponad 2 lata Tobiś przeszedł do starszej grupy, w której były 2 inne ciocie. Jedną z nich określiłam jeszcze wcześniej jako “wojskową”. Bo często jak odbierałam Tobka, gdy jeszcze był w młodszej grupie i w szatni ubieraliśmy buty, to słyszałam jak opowiada rodzicom odbierającym starsze dzieci tonem “wojskowym”, choć niby z uśmiechem “Noo, Tymuś dziś nie zjadł zupy, drugie danie to ledwo ledwo, musiałam mu mamo pomagać! Proszę go pilnować w domu, żeby jadł sam, bo tu go nikt nie będzie karmił!” To wszystko było mówione niby miło, niby z uśmiechem, ale jednak tonem nieco pretensjonalnym. Gdy Tobek trafił do tej grupy, a było to po lockdownie to znowu wrócił etap porannego płaczu. Ale jak go odbierałam popołudniu, to był wesoły i uśmiechnięty. Próbowałam różnych sposobów, trochę pomagało szukanie rano na klombie przed przedszkolem mróweczek lub pajączka między kamyczkami.. Czasem próbowałam zgadywać co dziś będzie na obiad i wymieniałam różne zupy, a Tobiś kiwał lub kręcił głową na “nie” lub “tak”. Dodam, że idąc do tej grupy Tobek nie mówił nic, bo zaczął mówić mając 2,5 roku. Prawie przez cały rok były poranne dramaty mniejsze lub większe. Wszystko to zwalałam na karb tego, że on jest bardzo do mnie przywiązany i ma problem z przejściem ze stanu “bycie z mamą” na “bycie bez mamy w placówce”. Zresztą dzieci z zaburzeniami SI często mają z tym problem, więc to było dla mnie najlepsze wytłumaczenie. Gdy w sierpniu Tobiś kończył przygodę ze żłobkiem, przygotowałam podziękowania dla wszystkich cioć od Tobka. Ostatniego dnia rano zapukaliśmy najpierw do sali z maluszkami, żeby dać paniom małe upominki i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że ciocia Ola już tu nie pracuje! A jeszcze 2, 3 tygodnie temu przecież ją widziałam! Dowiedziałam się, że nastąpiła redukcja etatów i jakoś dziwnie panie ze mną rozmawiały mówiąc, że nie mają z nią kontaktu, nie mogą jej nic przekazać itp. Akurat cioci Oli bardzo dużo zawdzięczam. Gdyby nie ona, to być może w ogóle bym z Tobkiem nie poszła na diagnozę SI do Pani Asi z Famigi, bo przecież pół roku wcześniej byłam z nim na diagnozie, gdzie dowiedziałam się, że “mój syn taki jest” i “wyrośnie z tego”, o czym pisałam kiedyś w poście gdzie szukać pomocy, gdy Twoje dziecko jest inne. Ciocia Ola mnie namówiła na wizytę w Famidze i to był dla nas strzał w 10, bo diagnoza Pani Asi baardzo dużo zmieniła! Odszukałam szybko ciocię Olę na facebooku, bo pamiętałam, że lajkowała zdjęcia dzieci na stronie żłobka i napisałam do niej z pytaniem, czy mogę się jakoś z nią spotkać, bo chciałam jej podziękować. Spotkałyśmy się jeszcze tego samego dnia, porozmawiałyśmy i jedno jej zdanie dało mi mocno do myślenia. “Mam nadzieję, że w przedszkolu będą Tobka dobrze traktować, biorąc pod uwagę jego zachowania. Bo w drugiej grupie w żłobku to różnie bywało..” . Jak się zapytałam co ma na myśli, to odpowiedziała trochę wymijająco, że “Wie Pani jaki Tobiś jest. I wie Pani jak było u nas. W tej drugiej grupie nie do końca rozumieją co to znaczą zaburzenia SI”. To był ostatni dzień Tobka w żłobku, więc trochę wtedy machnęłam na to ręką. Czekały nas potem 2 tygodnie przerwy i od września przedszkole. Pierwszy tydzień w przedszkolu, które znajduje się w budynku obok żłobka były ciężkie. Ale wiadomo – dzieci żłobkowe wróciły tu po 2-tygodniowej przerwie, a inne po raz pierwszy zostawały w placówce bez mamy. Rano znowu wrócił płacz i hasło “Chcę do domkuuuuu!“. Próbowałam różnych sztuczek z szukaniem mrówek i pajączka w kamyczkach włącznie, zrobiłam z Tobkiem obrazkowy plan dnia i kurcze, nagle bum! Przyszedł taki dzień, że podjechaliśmy pod placówkę, Tobiś wysiadł bez płaczu i poszedł do przedszkola! A dodam, że w tym okresie dzieci przekazywało się paniom w drzwiach. Rodzic nie miał możliwości wejścia do szatni, co było możliwe w żłobku i co dla dzieci było na pewno dodatkową trudnością. I generalnie tak jest do dziś. Tzn. nie ma rano płaczu, co najwyżej czasem zdarzy się hasło “Chcę zostać z Tobą w domku i się bawić!“. I jak się zaczęłam nad tym zastanawiać, to nagle mnie olśniło! Może te poranne płacze Tobka w żłobku wynikały z tego, o czym mówiła ciocia Ola? Może będąc w grupie u pani “wojskowej” faktycznie był nierozumiany i było mu tam źle? A że długo nic nie mówił, to nie mógł mi tego przekazać? Poza tym była jeszcze jedna kwestia. Cały czas byłam przekonana, że ciocia “wojskowa” ma na imię Kasia. A miała na imię Magda! Za to Kasia miała na imię pani, która przynosiła dzieciom posiłki z kuchni i pomagała przy karmieniu! Była taką pomocą w drugiej grupie. I nawet wtedy, gdy Tobiś już coś mówił i dało się z nim skomunikować, jak pytałam go o ciocię Kasię, to mówił, że ją lubi. On mówił o Kasi, a ja pytałam o Magdę! Totalne niedogadanie się! Do tego przypomniałam sobie moją rozmowę z ciocią Magdą “wojskową”. Kiedyś spotkałyśmy się w sklepie przy żłobku. Stojąc w kolejce do kasy zapytała mnie, czy Tobiś w domu też tak dużo płacze i się awanturuje? Odpowiedziałam jej, że tak, zdarza mu się, bo jest uparty i próbuje postawić na swoim. Zapytała mnie jak reagujemy na to w domu? Odpowiedziałam jej, że jeśli chodzi o błahe sytuacje, jak np. o to, że chce wodę w zielonym kubku, a ja nalałam mu do niebieskiego, to mu przelewam do zielonego i Tobek przestaje się awanturować. Na co ciocia odpowiedziała, że nie możemy mu tak ulegać, bo nam wejdzie na głowę, że trzeba mu stawiać granice itp. I w sumie na tym się rozmowa skończyła, bo doszłam już do kasy i przyszła moja pora na płacenie za zakupy. Przypomniałam sobie o tej rozmowie i znając mojego synka pomyślałam, że być może w żłobku było mu źle, bo np. został posadzony przy stoliku nie tam gdzie chciał. Może chciał siedzieć koło swojego ulubionego kolegi, a posadzono go obok dziewczynek? Dla pań to nic wielkiego, a dla niego mogło to być ważne i mógł się o to awanturować. Może ciocia czytała bajkę, która mu się nie spodobała? Albo trzeba było przyklejać coś klejem, a Tobek nie lubi mieć brudnych, uklejonych rąk? W każdej z tych sytuacji wystarczyło wytłumaczyć mu, że jeśli nie chce słuchać bajki, niech siądzie na końcu sali. Jeśli nie chce mieć uklejonych rąk, niech pójdzie do łazienki je umyć. ALE trzeba było poświęcić mu chwilę i wyjaśnić sytuację! Albo pójść z nim do łazienki i pomóc umyć ręce, czy buzię! W przedszkolu panie zostały poinformowane o problemach Tobka, choć muszę przyznać, że dzięki terapii bardzo dużo udało się z nim wypracować. Jak pytałam pod koniec września jak sobie radzi w nowym miejscu, to usłyszałam, że świetnie i że nie ma z nim większych problemów. Nie ma rano płaczu, a jak przychodzę po niego popołudniu, to czasem słyszę “Mamusiu, miałem fajny dzień! A Ty? Co robiłaś w pracy?“. I tak sobie myślę, że być może powodem nie było wcale rozstanie ze mną, a nie do końca dobre traktowanie Tobka w żłobku? Może nowe ciocie mają do niego inne podejście? Może też fakt, że jest starszy i potrafi powiedzieć o co mu chodzi ułatwia uniknięcie niepotrzebnych wrzasków i płaczu? Cieszę się i jestem z niego bardzo dumna, że tak dobrze ciocie się o nim wypowiadają. Że odnalazł się w nowym miejscu, że bierze udział w zabawach, robi prace plastyczne i potrafi opowiedzieć co dziś robili. I że problem z porannym płaczem zniknął! Historia Poli Pola, 11 lat, 6 klasa podstawówki. Mniej więcej od roku obserwujemy u niej zmianę w zachowaniu. Widać, że emocje biorą górę, hormony buzują i dojrzewanie wjeżdża pełną parą! Tak przynajmniej sądziliśmy do tej pory i na to zwalaliśmy jej wybuchy złości, nieadekwatne do sytuacji reagowanie na nasze uwagi, czy żarty. W zeszłym roku wysłaliśmy ją na zajęcia z TUS – trening umiejętności społecznych, bo sami nie wiedzieliśmy jak sobie radzić z jej emocjami. Podnoszenie głosu jak się jej zwróciło na coś uwagę, obrażanie się o byle co, zamykanie się w pokoju.. Jak nic dojrzewanie i hormony! Ale 3 dni temu nagle mnie olśniło! Popołudniu Pan Tata poprosił Polę, żeby wyrzuciła śmieci. “Tak, zaraz“. Klasyka odpowiedzi nastolatka. Godzinę później prośba została ponowiona i odpowiedź była podobna. Potem jeszcze raz ja jej o tym przypomniałam, a wieczorem mąż nie wytrzymał. Poszedł sam wyrzucić śmieci, bo wychodziły już ze śmietnika i powiedział, że ponieważ ona nie ma ochoty wyrzucić śmieci, to on nie ma ochoty dawać jej kieszonkowego w przyszłym miesiącu. I jak Pola to usłyszała to z oburzeniem i prawie łzami w oczach powiedziała coś w stylu “Nie dość, że od rana wszyscy mi dokuczają, to jeszcze Wy musicie!”. Zaczęłam ją ciągnąć za język i opowiedziała mi, co się wydarzyło w szkole rano. Chłopcy zajęli jej ławkę. Poprosiła ich, żeby poszli do swojej, na co odpowiedzieli jej, że Pani kazała im siedzieć w pierwszej ławce. Ok, usiadła gdzie indziej. Potem był wf, a po wfie chłopcy znowu zajęli jej miejsce. Ponownie ich poprosiła, żeby poszli do swojej ławki, a oni do niej z tekstem “Spier** i zamknij łeb!“. Hasło “Zamknij łeb!” już od niej słyszałam. Na moje wielkie oczy i oburzenie, córka odpowiedziała, że to “normalna odzywka w klasie”. Że wszyscy tak do siebie mówią i to “nic takiego”. Pola nie jest zbyt wylewna jeśli chodzi o opowiadanie tego, co było w szkole. Czasem coś powie, a czasem muszą z niej wyciągać. Ale faktem jest, że od pierwszej klasy 2 kolegów z przerwami jej dokucza. Wyzywają ją od głupich, grubych… I to oni zajęli jej 3 dni temu ławkę. Pola niestety jest z tych, którzy muszą mieć ostatnie zdanie. Nie da sobie w kaszę dmuchać, co akurat w tym przypadku działa na jej niekorzyść. Bo zamiast odpuścić, odwrócić się na pięcie i odejść, to ona wdaje się z nimi w przepychanki słowne i wyzywanie się wzajemne. A dla nich – w to mi graj! Ona jest jedna, ich jest 2, 3, czasem więcej. Za Polą niestety żadna dziewczyna się nie wstawia, bo pewnie boją się, że zaraz zajęłyby jej miejsce i to one byłyby “dziewczyną do bicia”. Skontaktowałam się szybko z kilkoma rodzicami z klasy Poli z prośbą o delikatne podpytanie dzieci jak to naprawdę jest. Wszyscy niestety potwierdzili, że tak właśnie chłopcy traktują moją córkę. I nie tylko, że ją przezywają, ale np. gdy coś opowiada, to potrafią jej wejść w słowo z tekstem “A po co to mówisz, ktoś Cię o to pytał?”. Serce mi pękało jak to słyszałam, bo przecież dla dorosłego takie potraktowanie przez drugą osobę jest przykre, a co dopiero dla 11-letniego dziecka? Przy okazji wyszło na jaw, że dzieci w klasie strasznie przeklinają! I to zarówno dziewczynki, jak i chłopcy. Zgłosiłam całą sprawę do wychowawczyni. Długo z nią rozmawiałam. Powiedziała mi, że to, że Pola nie chce opowiadać nic o szkole to klasyczne zachowanie dziecka w tym wieku. Że o ile w 4 klasie dzieci jeszcze opowiadają rodzicom co się wydarzyło podczas lekcji, to w 6, 7 klasie wolą rówieśników i nie chcą dzielić się z rodzicami historiami ze swojego życia. Że to, że Pola nie chciała, abym nic robiła w jej sprawie to też podobno norma! Że ona wie o niektórych sytuacjach, o których pewnie ja nie wiem. Że co tydzień z nią rozmawia i pyta, czy w klasie jest ok. I że mimo wszystko Pola jest bardzo lubiana w klasie, czego dowodem jest fakt, że została wybrana przewodniczącą klasy i pomimo trudnej konkurencji zdobyła najwięcej głosów! I jak tak sobie analizowałam różne sytuacje z przeszłości, to doszłam do wniosku, że hormony hormonami, dojrzewanie dojrzewaniem.. ALE przecież te wszystkie docinki od kolegów muszą się w niej kumulować i być może to nadmierne, głośne reagowanie w domu na nasze słowa jest właśnie efektem tych skumulowanych emocji! Złych emocji! Jak długo dorosły człowiek jest w stanie znosić docinki, wyzywanie, mobbing? No ile? A u niej trwa to z przerwami od pierwszej klasy, a jest w szóstej! Wiele razy z nią o tym rozmawiałam. Tłumaczyłam, prosiłam, odpuść, nie odpowiadaj na zaczepki, może im się znudzi? I były okresy, że mówiła, że jest okej, że jeden, czy drugi chłopiec nagle stali się dla niej mili. Że ją poczęstowali żelkiem na przerwie, czy coś pożyczyli. Ale za jakiś czas to wracało. Tyle, że do tej pory nie było w tym wulgaryzmów i takiego chamstwa! Na moje pytanie od kiedy klasa stała się taka “wulgarna” usłyszałam, że od końca 5 klasy. To wtedy zaczęły się przekleństwa i coraz bardziej chamskie teksty. Kurcze, ja też chodziłam przecież do podstawówki, ale aż takiego bezczelnego zachowania nie przypominam sobie! Mam teraz wyrzuty sumienia, że może byłam zbyt ostra dla Poli? Może czasem zbyt ostro do niej coś powiedziałam? A ona biedna, po całym dniu w szkole mogła naprawdę mieć już dość? I może dlatego tak lubi chodzić na zbiórki harcerskie i tak bardzo podobało jej się na obozie, który trwał aż 4 tygodnie – bo tam była traktowana normalnie? Nie było wyzwisk, dokuczania i docinek.. Z tego wszystkiego zapytałam ją, czy nie chciałaby zmienić szkoły, ale nie chce, twierdzi, że w tej jej dobrze. A ja na siłę jej przenosić nie będę. Cała ta sytuacja dała mi wiele do myślenia. Wydawało mi się, że mam dobry kontakt z córką. Że dużo z nią rozmawiamy. Ale widzę, że wiek dojrzewania ma swoje prawa i faktycznie coraz mniej od niej słyszę na temat “jej życia”. A jeśli już, to jest to wiedza wyciągana od niej tysiącem pytań. Najchętniej poszłabym do szkoły i wymierzyła tym pyskatym gówniarzom sprawiedliwość! Bo nikt nie będzie robił z mojej córki kozła ofiarnego! Ale wiem, że nie tędy droga. I trzeba to rozwiązać bardziej dyplomatycznie. Im dłużej nad tym myślę, a myślę od 3 dni tym więcej różnych sytuacji mi się przypomina. Ponieważ Pola rzadko się skarżyła na kolegów z klasy, dlatego jej zachowania nie kojarzyłam z problemami w szkole. A bywało tak, że jak zwróciliśmy jej w domu na coś uwagę, na przykład, że niedokładnie odkurzyła podłogę, bo pod stołem jest masa okruchów, to zamiast wzruszyć ramionami, powiedzieć Okeeej, zaraz poprawię czy coś w tym stylu, Pola często reagowała hasłem “Powiedz jeszcze, że jestem beznadziejna, głupia i do niczego!“. To była zupełnie nieadekwatna reakcja na sytuację i za każdym razem zastanawiałam się skąd się u niej bierze taka samoocena? Jakie są powody zachowania dziecka, że tak emocjonalnie reaguje? Przecież w domu raczej jest chwalona, w szkole ma dobre stopnie, pięknie rysuje, nie ma powodów, żeby ktoś ją tak oceniał, więc skąd u niej takie teksty? No to teraz już wiem! Jak to rozwiążemy? Na razie udało się zdziałać tyle, że do klasy przyjdzie na godzinę wychowawczą psycholog i po raz drugi w tym roku będzie im opowiadał o relacjach i wzajemnym szacunku. Bo jak to powiedziała wychowawczyni, im trzeba to mówić co chwilę, powtarzać jak zdartą płytę, bo raz jak się powie to za mało. Wychowawczyni wyśle do rodziców prośbę o porozmawianie z dziećmi na temat tego, jak się zachowują w szkole, jak się do siebie wzajemne odzywają itp. Choć jak sama stwierdziła, treść tej wiadomości musi dobrze przemyśleć. Już nie raz, gdy wystawiała w dzienniku elektronicznym komuś uwagę za nieodpowiednie zachowanie – dostawała odpowiedź zwrotną, że to niemożliwe, bo “moje dziecko jest w domu grzeczne”. Gdy w zeszłym roku chciałam iść z córką do psychologa, to rękami i nogami zapierała się, że nie pójdzie. Wtedy wpadłam na pomysł z TUS, a ponieważ to były zajęcia grupowe, to poszła chętniej. Wychowawczyni zapytała mnie, czy chcę i czy wyrażam zgodę, żeby w szkole z Polą porozmawiała pani psycholog? Zapyta ją jak się czuje w szkole, w klasie, taka “ogólna” rozmowa, z której być może dowiemy się coś więcej? Oczywiście się zgodziłam. Cieszę się, że wychowawczyni podeszła do tematu bardzo mądrze. Znając realia polskiej szkoły mogła mnie zbyć i powiedzieć, że przesadzam. W końcu wszystkie dzieci w starszych klasach przeklinają, więc to nic dziwnego. A że na pewno wynoszą to z domu, to mogłabym jeszcze usłyszeć reprymendę na temat tego, żebym sama nie przeklinała (!). Różne mogłyby się wydarzyć historie 🙂 Na szczęście ostatnie 2 dni były spokojne, przynajmniej tak twierdzi Pola. Nikt jej nie dokuczał, nie dogadywał, a w szkole było nawet fajnie. Zobaczymy jak długo to potrwa.. A mnie obie te historie pokazały, że powody zachowania dzieci czasem leżą tam, gdzie nawet byśmy nie szukali! Że szukać trzeba wszędzie. I dużo rozmawiać! Co prawda z Tobkiem jest to czasem trudne, bo na niektóre pytania jeśli nie wie co powiedzieć, bo na przykład nie pamięta odpowiada: “Ty powiedz” 🙂 Ale warto próbować. A że czasy mamy trudne, to na nastolatków trzeba patrzeć z dużo większą czujnością! Tyle było w ostatnim czasie nieszczęść z młodymi ludźmi w roli ofiar.. Moja córka od pewnego czasu pisze sobie po rękach kolorowymi pisakami. Robi wzorki, rysuje kości, maluje paznokcie. Najpierw jej mówiłam, że ma to zmyć, bo jak to wygląda? Jakby miała brudne ręce! Ale gdy powiedziała mi ostatnio, że robi to zamiast obgryzania paznokci, to stwierdziłam, że chyba niech robi tak, niż jakby miała się okaleczać, ciąć żyletkami, czy dawać upust emocjom w inny sposób.. Pilnujcie swoje nastolatki, próbujcie z nimi rozmawiać, bo jak widać, czasem wydaje nam się, że jest okej, a wcale nie jest!
dzieci dokuczają mojemu dziecku w szkole